Jarosław Flis

i

Autor: "Super Express"

Dr Jarosław Flis: Histeria się wypala, arogancja władzy się napędza

2017-01-03 3:00

Czy Platformę Obywatelską i Nowoczesną poróżnią ewidentne różnice interesów między tymi partiami? Dr Jarosław Flis, politolog Uniwersytetu Warszawskiego, w rozmowie dla Super Expressu.

"Super Express": - Wygląda na to, że panowie Schetyna i Petru nie dogadają się, kto ma być głównym liderem opozycji. Kto w tym starciu przegra?

Dr Jarosław Flis: - Niewątpliwie jest tu jakaś licytacja, w której jedna partia chciałaby ograć drugą. Choć zapewne dla Nowoczesnej i PO byłoby lepiej, gdyby uniknęły ryzyka kłótni w rodzinie i w jakiś sposób się połączyły. Nawet jeżeli same tak nie uważają, to takie rodzące się braterstwo broni akurat tych dwóch partii może być korzystne.

- Wydaje mi się, że między Platformą a Nowoczesną jest chyba podstawowa sprzeczność interesów. Nowoczesna, pozbawiona przez swoją niedbałość pieniędzy, ale korzystająca z kryzysu PO, chciałaby jak najszybszych wyborów.

- A tak, marzy im się to. Ale to tylko marzenia.

- PO może się spokojnie odbudowywać na błędach PiS. Ale wewnątrz tej partii jest ta grupa osierocona przez Tuska, która też woli radykalizować protest, przeciwko Schetynie. Jak to pogodzić?

- Tak długo, jak panowie będą się darzyli jakimś zaufaniem i pewna różnica zdań i interesów jest naturalna, tak długo nie musi im to szkodzić. Wręcz przeciwnie, mogą te podziały i różnice wykorzystać do poszerzenia elektoratu, do wykorzystania gry w dobrego i złego glinę. Jedni radykalni, drudzy spolegliwi i chcą się dogadać... Prawdziwy problem będą mieli dopiero wtedy, gdy nie będą już mogli na siebie patrzeć.

- Elektorat PO i Nowoczesnej może nie chcieć zgody?

- Jedni chcą, drudzy nie. W wyborach prezydenckich widać było, jak dobrze działa ten podział, kiedy jedni wyborcy, tacy wahający się, chcieli ręki wyciągniętej do zgody, ale ci zdecydowani chcieli zaciśniętej pięści... To działało. Pytanie, czy potrafi się to połączyć i zgrać w jeden przekaz.

- Zastanawiam się, czy to rozhisteryzowanie opozycji w połączeniu z inflacją wielkich słów i zachowań odnośnie do sytuacji w kraju jednak zbyt wielu nie zniechęci. Czytam wywiad z aktorką, która porównuje swoją sytuację do żydowskiego dziecka w czasie okupacji, albo hasła o końcu demokracji, ale na sali okupuje ją kilka osób, a lider protestu leci z ponętną posłanką na wczasy do Portugalii... Ilu wyborców uzna, że to jest jednak kabaretowa przesada?

- Ewidentnie jest takie zagrożenie i opozycja ma problem. Jej szansą jest jednak to, że taka histeryczna przesada szybciej się wypala, a arogancja władzy zazwyczaj się napędza. Widzieliśmy to choćby za czasów PO. Pewne rozedrganie na pewno zostanie.

- W PiS zostało?

- Tak. Dość długo było nawet dominujące. PiS "jechał" takim rozhisteryzowaniem sześć lat, ale gdy przestał, to wygrał wybory! Zaczęli mówić łagodniejszym tonem o innych sprawach i wcześniejsza histeria nie była już takim balastem.

- Z PO i Nowoczesną będzie podobnie?

- Tak przypuszczam. Dla opozycji perspektywa długotrwałej walki o zwycięstwo wyborcze nie jest zła, bo punktowanie rządzących jest zawsze łatwiejsze niż rządzenie. Nawet jeżeli wielu wyborcom nie podoba się obecna histeria opozycji, to ona nie będzie wieczna.

- Ci, którzy grają dziś spokojnych, nie zyskają?

- Mogą, bo głosy opozycyjne dzielone są też między ugrupowania takie jak PSL i ruch Kukiza, a one w okupacji Sejmu udziału nie biorą. PSL gra na rolę rozjemcy, któremu sprzyja to im bardziej zacietrzewione są obie strony sporu. Tyle że z PSL jest problem...

- Bo zbyt długo był PSL-em?

- Taki problem, że wielu postrzega ich jako partię nie do końca opozycyjną, ale taką trochę pomiędzy. Podobną rolę chciałby odegrać Kukiz'15, ale tu w ogóle jest pytanie, na ile jest to jeszcze opozycja?

ZOBACZ: Zagadka zdjęcia Ryszarda Petru i Joanny Schmidt w samolocie rozwiązana!