Marek Migalski z PJN: Przyjemnie byłoby w PiS lub Platformie

2011-04-04 4:00

Kto tęskni za ciepłym igloo i Kaczyńskim, niech wraca bić ukłony i się kundli.

Łatwo już było. Dziś przed PJN ciężkie pół roku. Na początku mieliśmy premię nowości, i media oraz wyborcy przyglądali się nam z ciekawością. Obecnie zmieniło się to diametralnie - nie ma praktycznie żadnego komentatora czy publicysty, który by nam sprzyjał i kibicował.

Prawie każdy w nas wali albo dlatego, że podkopujemy PO, albo obnażamy słabość PiS. Lewicowi publicyści nie lubią nas z zasady. Dlatego miodowy miesiąc skończył się u nas już po dwóch tygodniach.

Przeczytaj koniecznie: Adam Bielan: Kluzik-Rostkowska zachowała się jak Kaczyński

Gdybyśmy chcieli mieć łatwo i przyjemnie, zostalibyśmy w PiS. Gadalibyśmy dziś te głupoty, które plecie Brudziński, nawijalibyśmy jak Błaszczak czy atakowali na oślep i cepem - jak Hofman. Albo przeszlibyśmy do PO. I spokojnie czekalibyśmy na nowe wybory, pewni, że prezes czy przewodniczący doceni naszą bylejakość. Ale my mamy bardziej ambitny plan i taka łatwizna nie dla nas.

PJN jak Amundsen

Porównałbym nas do grupki, która wyruszyła na podbój bieguna - opuściliśmy przytulne igloo, zaprzęgliśmy psy i idziemy w nieznane. Od 2001 roku żadnej nowej partii nie udało się wejść do Sejmu, a my taki plan mamy. Jesteśmy jak Amundsen - bez gwarancji sukcesu ruszyliśmy na tę szaleńczą wyprawę i nie poddamy się, póki nie zdobędziemy bieguna. Maruderów będziemy zjadać, słabeuszy odeślemy do bazy, bo czeka nas prawdziwa praca. Kto spogląda z wytęsknieniem za ciepłym igloo, w którym siedzi Kaczyński i decyduje, komu dać strawę za ukłony, niech wraca i się kundli. Nie potrzebujemy takich malkontentów i mięczaków. W tej ekspedycji nie będziemy tolerować łajz miałczków. To zabawa dla twardych facetów i twardych babek.

Już zresztą pierwsze rejterady mieliśmy. Było podkradanie konserw, nocne ucieczki do ciepłej bazy, namawianie do powrotu. Kilka osób nazwało naszą wyprawę szaloną, skazaną na niepowodzenie, a nas uznano za samobójców. Dokładnie tak musiał się czuć Amundsen - też musiał wysłuchiwać lamentów, że to nie ma sensu, że na pewno się nie uda, że niepotrzebnie naraża ludzi na śmierć. Wyruszył jednak, nie słuchając tych płaczków i niedowiarków.

Kto zna nazwiska słabeuszy?

Ciekawe, jakie te mięczaki miały gęby, kiedy wrócił cały i (prawie) zdrowy ze swojej wyprawy. Wrócił jako zwycięzca, jak prawdziwy zdobywca. Kto dzisiaj pamięta imiona tych, którzy wówczas namawiali go do zostania w ciepłym igloo? Kto zna nazwiska tamtych słabeuszy? O Amundsenie jednak wiedzą wszyscy. Dlatego warto iść na tę wyprawę, warto walczyć, warto wysłuchiwać tych drwin i lamentów, naigrawania się czy życzliwych głosów współczucia.

Prawdziwa walka o sukces PJN dopiero się zaczyna. Jak napisał pewien internauta: "jest logo, jest program, są wrogowie". A znaczy, że zaczynamy nasz bój o zmianę polskiego życia politycznego na poważnie. Czy nam się uda, zależy w znacznej mierze od nas, ale w decydującej od wyborców. Mamy pół roku na przekonanie ich, że warto na nas stawiać, że damy radę, że to się może udać.

Dr Marek Migalski

Politolog, europoseł PJN

Nasi Partnerzy polecają