Jerzy Wenderlich, SLD

i

Autor: Tomasz Radzik podróż do Manii na Filipinach 22 098, 15

Wenderlich w WIĘC JAK: Miller to najstraszniejsza postać SLD

2017-07-20 4:00

W rozmowie z redaktorem naczelnym "Super Expressu" Sławomirem Jastrzębowskim Jerzy Wenderlich, wiceszef Sojuszu Lewicy Demokratycznej.

"Super Express": - Co pan teraz robi? Bo jest pan trochę poza polityką.

Jerzy Wenderlich: - Jestem wiceprzewodniczącym Sojuszu Lewicy Demokratycznej. To nie daje możliwości zarabiania pieniędzy, i dobrze, bo to powinna być funkcja społeczna. Żyję z szacunku do moich myśli. Jestem doradcą w wielu firmach i mam swoją firmę, która zajmuje się doradzaniem.

- Komu pan doradza?

- Tym, którzy mnie proszą.

- Bardziej gospodarczo, wizerunkowo?

- Bardziej wizerunkowo, ale też proszą mnie o analizy sceny politycznej. Próbują mnie pytać o perspektywy rozwoju gospodarki, o stabilność polskiego prawa.

- I widzi pan, że Prawo i Sprawiedliwość zmienia polskie sądownictwo na lepsze. I przyklaskuje pan!

- Nie dam się wziąć na takie podpuszczanie. Nic nie może być wieczne, ale jeżeli się coś zmienia, to powinno to być jasne, czytelne, obywatelskie i przekonsultowane. A to jest partyjne bieganie z kijem baseballowym. I tyle. Jeżeli robimy te ustawy po to, żeby wszyscy w sądownictwie skakali jak zwierzęta w cyrku, pod trzask bicza, to przyznam szczerze, że takie obrazki mnie nie bawią. Instytucje demokratyczne w Polsce są jednak na tyle silne, że obronią się przez PiS-em. Choć ten bałagan, PiS-owska hucpa, polityczna chuliganeria będzie na długo dzielić Polaków.

- Konkretnie, co się panu nie podoba w zmianach w KRS, w Sądzie Najwyższym?

- Jeżeli zamiast o podmiotowości sędziów, demokracji, utrwalaniu trójpodziału władzy i eliminowaniu czarnych owiec, tam się mówi o czymś innym.

- Przez lata byłem świadkiem tego, że środowisko sędziowskie nie radzi sobie z eliminowaniem czarnych owiec. Gdzieś tam zmieniano sędziemu sąd, ale nikomu nic się nie działo. Mówimy o najwyższej kaście, jak sami się nazywają.

- Nie sądzę, żeby tak o sobie myśleli.

- Słyszałem sędzię Kamińską, jak tak mówiła.

- Jeżeli takie słowa padły, to było to pudło. Każde z tych słów. "Przerób" w sądownictwie jest olbrzymi. Tych spraw są tysiące codziennie, a kontestować możemy jakość w pojedynczych przypadkach.

- W jaki sposób pan modernizowałby prawo dotyczące sądownictwa?

- Przez wybór najlepszych. Oczy społeczeństwa są ważne i ludzie oceniają, czy ktoś się oczyścił, czy nie. Środowisko sędziów wie, że jeżeli wybierze fatalnych ludzi, to będzie to dla nich też fatalne. W większości funkcje prezesów sądów były jednak obsadzone przez osoby dużego formatu prawnego.

- Zazdrości pan PiS dużego poparcia społecznego? Szczerze.

- Nie zazdroszczę i uważam, że to poparcie długo się nie utrzyma.

- Blisko 40 proc., a SLD bliżej 5 proc. Prosiłem szczerze.

- Rozmawiałem z posłami PiS i wiem, jak ludzie na ulicy odnoszą się do nich, z gniewem, z przerażeniem, z krzykiem, żeby nie podpalali Polski.

- Mówi pan o dwóch różnych rzeczywistościach. Sondaże mówią, że PiS wysoko 38-40 proc. A na ulicy nisko?

- Mnie od kilkunastu lat nie spotkało na ulicy nic przykrego. Wręcz przeciwnie, przyjemne sytuacje.

- Może polityk nie jest od tego, żeby się podobać?

- Powinien się podobać.

- Podobać to może powinny się kobiety na wyborach miss. A polityk powinien realizować swój program.

- Jeżeli będzie Conanem Barbarzyńcą, to nie zrealizuje swojego programu. Ten program musi wzbudzać zaufanie. Co z tego, że PiS ma dobre notowania, skoro więcej wzbudza gniewu i niezadowolenia. Nawet jeżeli pewne pomysły się podobają, to estetyka nie jest właściwa.

- To prawda, że Leszek Miller został takim mentorem lewicy?

- Leszek Miller przejdzie do historii jako najstraszniejsza postać Sojuszu Lewicy Demokratycznej.

- Czy ja dobrze słyszę?

- Proszę wskazać mi osobę w polskiej polityce po 1989 roku, która dwukrotnie zakopałaby własną formację do politycznego grobu! Nie chcę rozmawiać o Millerze.

- Po tym, co pan powiedział, to rzeczywiście o nim już pan nie musi.

- Mógłbym wiele o nim powiedzieć, ale nie chcę. 25 maja 2015 roku namawialiśmy go, by w związku z dużym poziomem nieufności, większym niż u Macierewicza, zrezygnował i uwolnił SLD od swojego wizerunku. Gdyby tak zrobił, PiS mógłby być dziś silny, ale w opozycji.

- Czyli Jarosław Kaczyński powinien podziękować Leszkowi Millerowi?

- To pan powiedział.

- Ja zapytałem.

- A ja czytając pańską gazetę, często się z panem zgadzam.

- Naprawdę? Bo trochę nas łączy, a trochę jednak nie. Kiedy się pan ze mną zgodził?

- Kiedy np. czytałem ocenę polskiej reprezentacji w piłce nożnej, to uznałem, że macie dużo racji.

- Zandberg jest dla was konkurencją, która może was zjeść?

- My się kanibali nie boimy. Choć jest we mnie dużo pokory i każdy, kto ma jakieś poparcie, jest darzony przez nas szacunkiem. Nie uważamy go za przeciwnika, ale za rywala.

- Nie uważacie? On mówi o was bardzo ostro.

- Gdybyśmy podchodzili do tego w ten sposób, że ktoś do nas z kozikiem, to my też, to polityka stałaby się nieestetyczna. Nie uważamy, że przeciwnikom trzeba łamać kości.

- Macie pomysł na powrót do parlamentu?

- Być wśród ludzi, odrzucić pychę i tłumaczyć, że mamy najwięcej utalentowanych ludzi i najwięcej projektów ustaw lepszych niż te, które oferowała PO albo oferuje PiS z maczugą w ręku.

Zobacz: Kaczyński popełnił przestępstwo? Jest wniosek do prokuratury