Prof. Elżbieta Mączyńska

i

Autor: Tomasz Radzik Prof. Elżbieta Mączyńska Prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego

Prof. Elżbieta Mączyńska: Celem gospodarki jest poprawa jakości życia

2016-08-09 4:00

500+ stymuluje popyt, a to nakręca gospodarkę - mówi Prof. Elżbieta Mączyńska.

"Super Express": - Odkąd zaczął działać program 500+ Polacy zaczęli wyraźnie więcej kupować. Zależność między świadczeniami społecznymi a wzrostem konsumpcji wydaje się budzić zdziwienie wśród niektórych. Choć chyba nie powinno.

Prof. Elżbieta Mączyńska: - Absolutnie nie. Ten efekt był do przewidzenia. W ekonomii to oczywista sprawa, że podwyższając dochody rodzin niezbyt zamożnych - a to one w głównej mierze są beneficjentami 500+ - niemal natychmiast kierowane są na rynek. Wydają te pieniądze bądź to na podstawowe potrzeby, bądź na wakacje nad Bałtykiem, bądź na samochód.

- Niektórzy burzą się, że to zwykłe rozdawnictwo.

- Dotykamy tu problemu nierówności społecznych. Jeśli bogactwo koncentruje się w małej grupie społeczeństwa, to bogacze zaczynają doświadczać czegoś, co w ekonomii nazywa się malejącą użytecznością krańcową. Mówiąc prościej, ich potrzeby są zaspokojone i mają problem z tym, na co można jeszcze wydać swoje pieniądze. Biedniejsi nie mają z kolei pieniędzy, które mogą wydać. W takiej sytuacji pojawia się pułapka płynności.

- Czyli?

- To sytuacja, w której przedsiębiorcy mają pieniądze na inwestycje, ale z inwestycji rezygnują. Czemu? Bo nie ma zapotrzebowania na ich produkty. Nie ma kto ich kupować.

- Krytycy świadczeń społecznych nie zauważają tej prostej zależności, że przekazując je szerokim masom społecznym, wpuszczamy w gospodarkę dużo pieniędzy. Ludzie więcej kupują, a skoro więcej kupują, trzeba więcej produkować, żeby zaspokoić popyt. Im więcej się produkuje, tym więcej się zarabia. Zyskują wszyscy.

- No właśnie. Proszę zwrócić uwagę, że bogate kraje cierpią na lukę popytową - oznacza to, że mniej jest chętnych do zakupu dóbr konsumpcyjnych niż jest ich na rynku. Aby takiej sytuacji uniknąć, trzeba stymulować popyt. Jednym z narzędzi są świadczenia społeczne.

- Znam takich ekonomistów, którzy twierdzą, że trzeba wspierać inwestycje, a nie popyt.

- Oczywiście ekonomistów bardzo cieszą inwestycje. Każdy z nich powie, że po to, by gospodarka się rozwijała, inwestycje są niezbędne. Ale przecież przedsiębiorcy nie będą inwestować, jeśli nie spotka się to z odpowiednią reakcją rynku, czyli nie będzie popytu. Program 500+ to zastrzyk kilkunastu miliardów złotych dla kilku milionów rodzin, z których mniej zamożne te pieniądze wydadzą natychmiast.

- Na pewno na alkohol, bo dla wielu z 500+ jest jak u Barei z tą "butelką z XVII w., do której dziedzic nalewał wódkę. I rozpijał tą wódką pańszczyźnianych chłopów".

- Nie jest to argument przeciwko świadczeniom. Patologie się zdarzają - to jasne. Można w takim wypadku zamienić świadczenie pieniężne na bony na różne usługi. To jest jednak margines społeczeństwa.

- Zbyt często chyba w walce z aktywną polityką społeczną państwa jej przeciwnicy margines podnoszą do rangi normy.

- Zgadza się. A przecież większość rodzin racjonalnie wyda transfery pieniężne od państwa. Wiele z nich zainwestuje nie tylko proste dobra konsumpcyjne, nie tylko wyda je na bieżące potrzeby, ale także przeznaczy je na edukację dzieci. Zresztą każda rodzina ma swoje potrzeby i sama najlepiej wie, jak je wydać. Słychać teraz, oczywiście, narzekania, że naród ruszył nad Bałtyk, a plaże najechali Hunowie. A wszystko rzekomo przez 500+.

- Dla wielu bieda równa się barbarzyństwo. A bieda wyposażona w pieniądze od państwa to wróg u bram.

- To tak niestosowne i wynikające z takiego niezrozumienia sytuacji, że głowa boli. Przecież to nie tylko świadczenie rodzinne sprawiło, że nagle nad Bałtykiem jest więcej osób niż zwykle. Zapomina się choćby o tym, że wielu Polaków zrezygnowało z wyjazdu w tradycyjne kierunki turystyczne - zwłaszcza do Afryki Północnej i Turcji - ze względu na zagrożenie terrorystyczne.

- Zamiast się cieszyć, że pieniądze wpuszczą w polską branżę turystyczną, tropią chamstwo wśród niezamożnych ludzi.

- Tak, to zadziwiające. Ale nawet jeśli wiele osób nad Bałtyk przyjechało z rodzinami wyłącznie dzięki 500+, to cóż w tym złego? Być może tym rodzinom tego trzeba. Wiele dzieci być może po raz pierwszy zobaczy morze. Przecież taki rodzinny wyjazd może scementować rodzinę, dać dzieciom radość. To też jest ważne. To wartość sama w sobie. Przecież celem gospodarki nie są tylko wzrastające statystyki. Gospodarka jest po to, by poprawiała się jakość życia.

- Oj, od paru osób dostanie się pani za te herezje!

- Proszę zwrócić uwagę, że jeśli jakość życia zależy od dostępu do pewnych dóbr, a z tego dostępu pewne osoby czy grupy społeczne są ze względów ekonomicznych wykluczone, to trzeba tę sytuację naprawić.

- Rzadko się to jednak w debacie publicznej słyszy.

- A powinniśmy o tym głośno mówić. Przecież mamy w konstytucji zapisane, że realizujemy w Polsce zasady społecznej gospodarki rynkowej. To samo mamy w traktatach unijnych. A te zasady to równowaga między celami gospodarczymi, społecznymi i ekologicznymi. Ojciec duchowy tej koncepcji, Ludwig Erhard, który z sukcesem wprowadził ją w powojennych Niemczech, ciągle przestrzegał, że celem gospodarki nie jest wzrost PKB. Jest on wyłącznie środkiem do osiągnięcia celu, jakim jest wspomniana już równowaga między rynkiem a społeczeństwem. Co z tego np., że będziemy mieli miejsca pracy, skoro będą one dewastować rodzinę poprzez zbyt ciężką pracę czy zbyt niskie pensje? Coraz częściej zdają sobie sprawę z tego ekonomiści, którzy do niedawna promowali neoliberalną politykę ekonomiczną.

- W Międzynarodowym Funduszu Walutowym słychać głosy, że bez wsparcia dla najbiedniejszych - choćby w postaci świadczeń społecznych - nie będzie wzrostu gospodarczego. To już nie argumenty moralne, ale ekonomiczne.

- No właśnie. I z MFW, i z Banku Światowego płyną głosy, że duże nierówności społeczne są groźne dla gospodarki, bo osłabiają popyt, co z kolei osłabia inwestycje i tworzy się wspomniana pułapka płynności. Należy się więc cieszyć, że mamy w Polsce ruch na rynku poprzez zwiększający się popyt. To daje impuls inwestycyjny. Dzięki temu gospodarka zaczyna się kręcić.

Zobacz: Żołnierz AK, Hanna Szczepanowska: Mordercy profanują nasz cmentarz