Sławomir Jastrzębowski

i

Autor: Marcin Smulczyński

Sławomir Jastrzębowski: Przypowieść o Violetcie Villas, czyli kwestia pomocy

2015-11-26 3:00

Była wielką, niekwestionowaną gwiazdą. Była naprawdę zamożna. Umierała jednak w biedzie, w brudnym śmierdzącym domu, który przypominał zwykłą melinę, a przy niej nie było nikogo, na kogo mogłaby liczyć. Spadkowe sprawy Violetty Villas, mimo że minęły cztery lata od jej śmierci, do dziś nie są uregulowane. Jak to się mogło stać? Dlaczego światowa gwiazda upadła tak nisko? Przez dobre serce.

Violetta Villas była wspaniałym, szlachetnym człowiekiem. Zgubiła ją nieumiejętność powiedzenia: Nie! Litowała się nad biednymi pieskami, przyjmowała je do swojego domu, pod swój dach, bo przecież nie miały się gdzie podziać. Karmiła je wszystkie i dbała o nie, jak tylko mogła. Tylko że piesków było coraz więcej i więcej. Więcej i więcej. Więcej i więcej. Nie potrafiła odtrącić żadnego. Aż w końcu straciła kontrolę nad własnym domem i własnym życiem. W pewnym momencie powinna była powiedzieć, ba, miała wręcz taki obowiązek: "Nie, nie mogę przyjmować więcej stworzeń pod swój dach, bo mój dom przestanie przypominać dom, a moje życie zamieni się w piekło". Ale nie powiedziała. Nie obroniła swojego dotychczasowego życia. Zapłaciła za to bardzo wysoką cenę. Odsunęło się od niej bardzo wielu ludzi, którzy zaczęli ją uważać za niebezpieczną dziwaczkę, niedbającą o własne interesy, o własne sprawy. Zaczęła być postrzegana jako osoba, którą szlachetność i dobre intencje niesienia pomocy słabszym doprowadziły do upadku i szaleństwa. Dobre serce i brak umiejętności dbania o własne interesy zniszczyły kompletnie jej życie. Pomagając słabszym, trzeba pamiętać, że nie wolno nam niszczyć własnego domu.

Sprawdź: WOJNA o Trybunał Konstytucyjny. PiS chce zmienić ustawę o TK!