Tadeusz Płużański

i

Autor: "Super Express"

Tadeusz Płużański komentuje: Błogosławiony Pilecki

2017-05-27 4:00

"Witold Pilecki miał usta zawiązane białą opaską. Prowadziło go pod ręce dwóch strażników. Ledwie dotykał stopami ziemi. I nie wiem, czy był wtedy przytomny. Sprawiał wrażenie zupełnie omdlałego... A potem salwa" - tak w relacji współwięźnia z katowni przy ul. Rakowieckiej, ks. Jana Stępnia, wyglądały ostatnie chwile rotmistrza przed egzekucją 25 maja 1948 r. o godz. 21.30.

Dziś, 69 lat później, byliśmy razem z rotmistrzem w miejscu jego zamordowania. To jeden z zaułków więzienia mokotowskiego i ściana, poszarpana ponad 70 otworami po ubeckich kulach. Bo prócz Pileckiego komunistyczni oprawcy prawdopodobnie uśmiercili tu również mjr. Wojska Polskiego Zygmunta Szendzielarza "Łupaszkę" czy dowódców ostatniej komendy AK/WiN z płk. Łukaszem Cieplińskim na czele. Wyjątkowe miejsce, jeszcze niedawno niedostępne dla wolnych Polaków, bo aż do ubiegłego roku był tu czynny areszt - już nie dla politycznych, jak w czasach PRL-u, ale pospolitych przestępców.

Dwie godziny wcześniej, też pierwszy raz w historii, w kościele Ojców Jezuitów na warszawskim Starym Mieście modliliśmy się w intencji Pileckiego. O wyniesienie na ołtarze tego "świętego polskiego patriotyzmu" (określenie mojego śp. Ojca, bliskiego współpracownika rotmistrza w ramach powojennej, antysowieckiej grupy wywiadowczej). W szczególnym też miejscu, bo Matka Boża Łaskawa to Patronka Warszawy i Strażniczka Polski.

Rotmistrz Pilecki poświęcał się dla Ojczyzny wielokrotnie. Idąc dobrowolnie do KL Auschwitz ze świadomością, że z tego niemieckiego piekła może nie wrócić. Tak samo kontynuując po 1945 r. walkę z drugim sowieckim okupantem nie skorzystał z możliwości wyjazdu za granicę. Swoje pozostanie w pacyfikowanym przez Stalina kraju tłumaczył słowami: "Ktoś tu musi trwać bez względu na konsekwencje".

Rotmistrz Pilecki poświęcił się także Bogu. Podczas ostatniego widzenia powiedział żonie: "Kup koniecznie książkę Tomasza á Kempis >O naśladowaniu Chrystusa< i czytaj dzieciom fragmenty. To ci da siłę". Nam, zebranym w "Łaskawej", fragmenty traktatu średniowiecznego mistyka wybrzmiały w pięknej interpretacji Wojciecha Żołądkowicza (w historii niezłomnego "Roja" grał rolę jego towarzysza broni - "Mazura").

Koncelebrujący mszę ojciec Mariusz Bigiel w patriotycznym kazaniu podkreślił, że ateistyczni bandyci myśleli, że jak rotmistrza skatują w śledztwie, a potem strzelą mu w tył głowy, to go zabiją. Jakże się mylili, bo Pilecki nie tylko nie umarł, ale dziś upomina się o pamięć o innych wyklętych przez komunistów Żołnierzach Niezłomnych. Zasłużył - zdaniem jezuity - na pogrzeb nie tylko państwowy, ale międzynarodowy (bo cały świat powinien go czcić jako bohatera walki z dwoma totalitaryzmami).

Ja 25 maja byłem także przy pierwszym, odsłoniętym właśnie stołecznym pomniku rotmistrza (jakże długo trzeba było czekać na ten moment, uroczystości próbowali zakłócić tzw. Obywatele RP). A także na ostatniej ziemskiej stacji rotmistrza. Na "Łączce" Powązek Wojskowych ekipa prof. Krzysztofa Szwagrzyka jest już bliska "dokopania się" do miejsca, gdzie powinny spoczywać doczesne szczątki Pileckiego. Czekamy na wydobycie bohaterskiego żołnierza - żołnierza dwóch okupacji - z bezimiennego dołu, identyfikację dzięki przekazanemu przez Jego dzieci DNA i pierwszy po dziesięcioleciach pochówek we własnym grobie. Ale czekamy na jeszcze jedno - na wyniesienie "świętego polskiego patriotyzmu" na ołtarze.