To był rabunek jak z najgorszego złodziejskiego snu. Gdy zawiadomiona o kradzieży policja przyjechała na miejsce i zbadała teren wokół posesji pana Mariana, od razu odkryła na śniegu wyraźne ślady obuwia i rozsypane ziarenka bobiku, którego spora porcja zniknęła wraz z pięcioma gołębiami, kotną królicą i workiem granulatu dla kur. Dalej było jak w wierszyku Tuwima: bobik ciurkiem sypał się za złodziejem, aż doprowadził mundurowych do jego domiszcza. Chociaż lokum było zamknięte na cztery spusty, świetnie wiedzieli, kto tutaj mieszka - notoryczny drobny złodziejaszek Bogdan Ch. (63 l.).
Patrolując okolicę, szybko na niego wpadli. Jechał na rowerze, a na bagażniku miał worek - ruchomy i rozgruchany, bo w środku były gołębie. - To moje, dostałem je od kolegi - tłumaczył policjantom. Nie zapierał się, gdy poszli z nim do jego domu, by sprawdzić, czy nie ma tam pozostałych łupów. Oczywiście, były. - Król? No, biegał po podwórku, to go odłowiłem - łgał w żywe oczy. Bobiku i karmy dla kur już nie mógł się wyprzeć.
- Na pewno wcześniej już mi kradł gołębie, a ja myślałem, że to jastrząb je podbiera - domyśla się pan Marian. Jego prześladowcę wkrótce rozliczy sąd.
Zobacz: 21-letni Mateusz sam wychowuje czwórkę rodzeństwa. Pomaga im Zbigniew Stonoga