Wypadek autokaru: Karolinka zginęła w swoje 13 urodziny

2010-09-28 8:46

Wycieczka do Hiszpanii była dla niej urodzinowym prezentem, nagrodą za dobre stopnie w szkole. A na jej powrót czekała w lodówce niespodzianka - tort z trzynastoma świeczkami. Karolinka Przytuło (†13 l.) miała je zdmuchnąć po przyjeździe do Złocieńca (woj. zachodniopomorskie). Ale do domu nie dotarła. Zginęła w tym przeklętym autobusie na podberlińskiej autostradzie, wraz z 12 innymi Polakami.

Karolinka tak cieszyła się z wyjazdu do Hiszpanii. Zawsze marzyła, by tam pojechać i teraz jej marzenia miały się spełnić. Dziewczynka z babcią Marią Zborowską (53 l.) wyjechały autobusem ze Złocieńca w sobotę 18 września. Powrót wypadał w jej 13. urodziny.

Przeczytaj koniecznie: Wypadek autokaru pod Berlinem: Ciała są zmasakrowane, rozpoznano tylko 6 z 13 ofiar

– To miała być nagroda za dobrą naukę. Dlatego w szkole nie było problemu ze zwolnieniem Karolci z zajęć – opowiada przez łzy Józefa Szylak (71 l.), prababcia Karoliny i mama Marii.

W rodzinnym Łobzie rodzice przygotowali dla dziewczynki prezent. Wspaniały tort z 13 świeczkami. Miała je zdmuchnąć zaraz po powrocie. Autobus, którym jechała, miał dotrzeć do Złocieńca o 12.00, ale nigdy nie dotarł do celu. O godzinie 10.35 na autostradzie A10 nieopodal Berlina 37-letnia Niemka gnająca czerwonym mercedesem uderzyła w autokar, niszcząc szczęście wielu rodzin. Bus z 49 Polakami rozbił się o filar wiaduktu. Karolinka siedziała przy oknie. Zginęła na miejscu, a jej śmierć była okrutna.

Przerażająca informacja o śmierci wnuczki

Państwo Szylakowie o tym, że ich prawnuczka nie żyje, dowiedzieli się późnym wieczorem. Według oficjalnych informacji z Niemiec, Karolinka, najmłodsza uczestniczka wypadku, zginęła na miejscu, a jej babcia Maria walczy o życie w szpitalu. – Panie Boże... Dlaczego właśnie ona? – łka, wpatrując się w zdjęcia ukochanej prawnusi pani Józefa. – Przed nią było całe życie. Może doszło do jakiegoś błędu? Może ona jednak żyje? – rozpacza staruszka. – Trzeba żyć dalej. Ale jak znieść taki ból? – pyta pan Jan Szylak (80 l.), pradziadek Karoliny. – Czekamy na informacje od rodziny, która pojechała do Berlina. I modlimy się żeby chociaż nasza córka Maria przeżyła. Jest podobno w bardzo ciężkim stanie, dlatego prosimy wszystkich, by pomodlili się za jej zdrowie – mówi pan Jan.

Dopisz się do Księgi Kondolencyjnej:

Lista śmierci

O 4.00 nad ranem ze Złocieńca wyruszył do Berlina specjalny autobus wraz z 40 członkami rodzin ofiar wypadku. Do końca nie wiedzieli, czy jadą do szpitala, czy do kostnicy. W Berlinie sztab lekarzy i psychologów prowadził ich tam, gdzie mieli poznać prawdę – do holu szpitala w Königs Wusterhausen. W straszliwej ciszy, jaka tam panowała, słychać było czasem stłumiony szloch. 6 psychologów, 6 ratowników medycznych, 6 tłumaczy i 2 księży czuwało przy zrozpaczonych ludziach, którzy dowiedzieli się właśnie o śmierci najbliższych. Niestety, w dwóch przypadkach konieczna była identyfikacja zwłok przez rodzinę. Zrozpaczeni ludzie musieli w towarzystwie psychologów udać się do Zakładu Medycyny Sądowej w Poczdamie. Tymczasem do Polski wróciło już 7 osób, które nie odniosły w katastrofie żadnych obrażeń.

Niemiecka policjantka winna wypadku

Wciąż trwa wyjaśnianie przyczyn niedzielnej katastrofy.

W Polsce zajmuje się tym Prokuratura Okręgowa w Szczecinie, w Niemczech – prokuratura w Poczdamie. Śledztwo prowadzone jest w sprawie nieumyślnego zabójstwa. Wiadomo już jednak, kim była 37-letnia kobieta, która swoim mercedesem staranowała polski autokar. Jak donosi „Berliner Zeitung” – to Beatrice D., policjantka z Berlina, która razem z przyjaciółmi jechała do Polski kupić taniej papierosy. Jak potwierdzają Niemcy, Beatrice D. świadomie złamała przepisy, włączając się do ruchu na autostradzie.

Według doniesień niemieckiego dziennika, kobieta od kilku miesięcy była na zwolnieniu lekarskim. Po wypadku przebywa na oddziale psychiatrycznym szpitala Vivantes w berlińskiej dzielnicy Neukoelln.  Jej stan nie jest poważny, ale uniemożliwia przesłuchanie.

Żałoba w kraju i za granicą

W Polsce i za granicą władze oraz mieszkańcy oddają hołd ofiarom katastrofy. Z inicjatywy prezydenta Bronisława Komorowskiego w porozumieniu z premierem Donaldem Tuskiem wojewoda zachodniopomorski zarządził żałobę. Będzie ona obowiązywała dziś  w woj. zachodniopomorskim. Na budynkach instytucji publicznych opuszczono flagi do połowy masztów, w holu Urzędu Wojewódzkiego została wyłożona księga kondolencyjna. Także władze Brandenburgii zarządziły wczoraj opuszczenie flag.

Wszyscy krzyczeli "pomocy"

Ewa Kramek (48 l.) była pilotem wycieczki do Hiszpanii. Siedziała na przedzie autobusu, gdy to się stało.

- Nasz autokar jechał prosto autostradą i z boku nagle wyjechał czerwony samochód, uderzając nas. Kierowca próbował uciekać w lewo. Wszyscy krzyczeli: Pomocy! Nikt nie mówi mi, ile osób zginęło. Ja nie pytam - mówi pani Ewa. Pierwsze chwile po katastrofie dobrze pamięta też mąż pani Ewy, organizator wycieczki - Cezary, który cudem przeżył. - Nie było dużych krzyków, ale to wynikało z liczby rannych i zabitych. Tam była cisza. Na drodze leżała dziewczyna, która miała urodziny tego dnia. Skończyła 13 lat - mówił dziennikarzom TVN24 wstrząśnięty mężczyzna.

Patrz też: Wypadek polskiego autokaru w Niemczech: Internauta uważnie przygląda się autobusowi

Żyję, bo wpadłam pod fotel

Tej chwili, tych ułamków sekund nie da się zapomnieć. Pani Wanda ze Złocieńca wciąż ma przed oczami koszmar na niemieckiej autostradzie. - To najgorsze, co przeżyłam - mówi łamiącym się głosem. Kobieta tylko cudem uszła z życiem z katastrofy. - Uratował mnie fotel, pod który spadłam - opowiada. Samego wypadku dobrze nie pamięta, jest w szoku. - Zginęło tylu naszych znajomych, przyjaciół, to straszne - mówi kobieta. Widoku zakrwawionych ciał, przerażonych ludzi i wraku autokaru nie zapomni nigdy. Kobieta miała jednak szczęście, bo została tylko lekko ranna. Trafiła do Kliniki Hedwigshoene w Berlinie z dwójką swoich znajomych. - Mamy bardzo dobrą opiekę, wszyscy się nami dobrze opiekują - mówi pani Wanda.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki