Wideo
Pogoda
Quizy
Koszalińskie blokowisko. Tu w jednym z bloków na drugim piętrze od ponad 10 lat mieszkali Mirosław (42 l.) i Joanna (44 l.) G. Tu urodziła im się Weronika (7 l.). Była ich oczkiem w głowie. Rodzice nie spuszczali jej z oka, cały wolny czas poświęcali córeczce. - Wielokrotnie widziałem, jak sąsiad zajmuje się tą małą. On był naprawdę troskliwym ojcem, cierpliwym, kochającym. Dlatego nie mieści mi się w głowie, jak mogło dojść do tej tragedii - mówi Sławomir Mycio (63 l.), sąsiad rodziny G.
Mirosław G. nie leczył się psychiatrycznie, jednak jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, ostatnio zaczął się dziwnie zachowywać. Miewał lęki, przerażało go obecne życie, wydawało się, że ratunek i nadzieję znalazł w modlitwie. Był religijny jak nigdy dotąd. W feralną noc długo rozmawiał z żoną zaniepokojoną jego zachowaniem.
Było już po godz. 1 w nocy, kiedy małżonkowie szykowali się do snu. Ale Mirosław G. poszedł jeszcze do pokoju córki. Pani Joanna po chwili poszła za nim. I zobaczyła męża z Weroniką na balkonie. Chciała przechwycić dziecko, jednak w ręce została jej tylko część piżamki. Mirosław G. zrzucił dziewczynkę z balkonu i sam z niego skoczył. Podobno zrobił to, bo zbliża się nieuchronnie koniec świata, a on chciał uchronić przed nim córeczkę i siebie.
Na szczęście Weronika przeżyła upadek. Pewnie tylko dlatego, że pod balkonem był trawnik, a nie betonowy chodnik. Dziewczynka ma złamaną nogę. Jej ojciec ma uszkodzoną miednicę i leży w koszalińskim szpitalu. Usłyszał już prokuratorski zarzut usiłowania zabójstwa. Grozi mu kara do 25 lat pozbawienia wolności.
Podcasty
Playlisty tematyczne
