- Może zabił je dym? Może nie umarły w mękach - mówi z nadzieją w głosie Jan Dąbrowski (84 l.), sąsiad z parteru. Tak sugerowali strażacy z Korsz. Pan Jan chciałby, żeby to była prawda, bo trudno mu się pogodzić z tym, że bliscy mu ludzie spłonęli żywcem. - Dobrze znałem tę rodzinę. Krysia była już na emeryturze, pomagała Marcie w wychowywaniu Olimpii, bo partner Marty wyjechał za granicę do pracy. U nas takie bezrobocie. - załamuje ręce.
On sam też o mało nie zginął. Jest samotny, słuch ma stępiony i spał sobie w najlepsze, gdy w budynku szalały płomienie. - Dopiero strażak mnie obudził! Gdyby nie on, tobym tam został - wskazuje zgliszcza wielorodzinnego budynku w środku osady.
Pożar zaczął się o 5 rano na poddaszu. - Ja myślę, że to od kozy, którą one ogrzewały mieszkanie - mówi 21-letni Marcin, sąsiad zza ściany. W pożarze stracił wszystkie cenne rzeczy. - Ale to i tak lepsze niż stracić życie - dodaje.
- Na razie nie wiemy, co tu się stało. To ustalą biegli. Pewne jest jedno: dom nie nadaje się do zamieszkania - mówi Marcin Lewoński, dowódca akcji gaśniczej.
Zobacz: Danuta Szaflarska nie żyje. Aktorka zmarła w wieku 102 lat