Tych kilkudziesięciu godzin grozy, które przeżyła w aucie z porywaczem, Maja nie zapomni do końca życia. Na szczęście horror już minął. Dziś, ze złamaną nóżką, od czasu do czasu posykując z bólu, o tym, co przeszła, opowiada swemu ukochanemu dziadkowi Bogdanowi Jaworskiemu.- Jak co dzień po lekcjach pojechałam do domu autobusem. Wysiadłam na przystanku i ruszyłam przed siebie. Byłam już bliziutko domu, kiedy nagle podjechało takie srebrne auto. Wyskoczył jakiś mężczyzna, którego w ogóle nie znałam, i wrzucił mnie do środka. Ruszyliśmy. Byłam strasznie przestraszona, no to krzyczałam, ile się dało. Darł się więc na mnie okropnie. Groził, że będzie mnie bił. A kiedy nie przestawałam, zagroził, że jak się nie zamknę, to mnie ukatrupi. Każdy by się przestraszył, więc zamilkłam. Dał mi butelkę z jakimś napojem. Bałam się go wypić. Wylałam na siebie. Dał mi drugą. Udałam, że wypadła mi na podłogę.
Zobacz: Kim jest PSYCHOL, który uprowadził Maję ze Szczecina? To Polak romskiego pochodzenia
Jeździliśmy, aż w końcu auto zatrzymało się na jakimś parkingu. On wysiadł. Udało mi się otworzyć drzwi. Biegłam ile sił w nogach. A za sobą słyszałam warkot jadącego auta. Gonił mnie, więc skręciłam w las. Wtedy ten człowiek wyskoczył z samochodu i mnie dopadł - Maja wzdryga się na to wspomnienie. - Kiedy wrzucał mnie do auta, zablokowałam nogą drzwi. Ale on nimi trzasnął. Bucik spadł mi na ziemię, a ja szybko cofnęłam stópkę. Strasznie bolała. Znowu ruszył. Przez całą noc jeździliśmy i jeździliśmy. Było całkiem jasno, kiedy w końcu ten człowiek zatrzymał samochód. Chyba zasnął. Nóżka mnie coraz bardziej bolała. Nie mogłam się ruszyć. W końcu on się obudził i auto ruszyło. Niewiele pamiętam, oczy mi się zamykały. Nagle samochód się zatrzymał. On walił pięściami w kierownicę i straszliwie wyzywał. Później pojawili się niemieccy policjanci - oddycha z ulgą.