Jacek Rafalik z Nieskórza (woj. mazowieckie) pracował jako spawacz w Piątnicy koło Łomży. Po pracy zwykle wracał do domu autem z kolegami, ale feralnego dnia napisał do nich SMS-a, że dotrze na własną rękę. Poszedł piechotą w kierunku Łomży. Nie wiadomo, co stało się później. Następnego ranka mężczyzna spacerujący z psem brzegiem Narwi znalazł jego zamarznięte ciało. Wyglądało na to, że 30-latek spadł z barierki mostu i uderzył w lód na rzece. Ślady wskazywały na to, że nie zginął na miejscu, ale ciężko ranny doczołgał się do brzegu, jakby za wszelką cenę chciał przeżyć. Dopiero tam zamarzł.
- Najprawdopodobniej doszło do samobójstwa, ale sprawdzamy wszystkie okoliczności tej tragedii - mówi mł. asp. Ewelina Szlesińska, rzecznik łomżyńskich policjantów. W samobójczą śmierć syna nie mogą uwierzyć jego rodzice. - Jacek nie miał powodu, aby odbierać sobie życie. Może ktoś widział, jak zginął - mówi ojciec mężczyzny, Antoni (64 l.). - Był taki pogodny... Obiecał, że następnego dnia pomoże mi zrobić zakupy - załamuje ręce jego matka, Cecylia (64 l.). Sprawę wyjaśnia policja.
Zobacz: Tragiczny wypadek pod Łomżą. Nie żyje 16-letni pasażer audi [WIDEO]