Mężczyznę na stację przywiózł samochodem znajomy. Kierowca odjechał, a 37-latek wszedł na stację, kupił dwie małe butelki wódki i zaczął się nimi raczyć na miejscu.
Nie zareagował na uwagi pracowników, a chwilę później stracił przytomność. Gdy po chwili ją odzyskał, wpadł w szał. Zaczął się miotać, krzyczeć i demolować sklep. Przyjazd policji nic nie zmienił, więc wezwano pogotowie. Niestety, przed przyjazdem lekarzy obezwładniony już 37-latek znów stracił przytomność. Już jej jednak nie odzyskał, a pogotowie stwierdziło zgon. Sprawę wyjaśnia prokuratura.