Od urodzenia trzymali się blisko siebie. W małym Stawiszynie pod Kaliszem (woj. wielkopolskie) dzieliło ich niespełna 500 metrów. Ona pochodziła z bogatej szewskiej rodziny, on, tak jak i jego przodkowie, był kołodziejem. Mimo że w okolicy panny uganiały się za przystojnym Zenkiem, on zerkał wyłącznie w stronę Jadzi.
- Mieli krańcowo różne charaktery. Tata był niepoprawnym romantykiem, zapatrzonym w niebo, uwielbiającym towarzystwo, a mama cichą, do bólu racjonalną domatorką - opowiada Jan Rącki. Wzięli cichy i skromny ślub i takie było całe ich życie. Wszystkiego dorobili się sami ciężką pracą. On wyrabiał drewniane koła, ona szyła mankiety do koszul. Mimo wielu przeciwności losu, kochali się bardzo, a ich miłość była szczera i prawdziwa. - Praktycznie się nie kłócili - mówi pan Jan.
To miał być kolejny dzień starszego, schorowanego małżeństwa. Właściwie nic nie zapowiadało, że wydarzy się coś niezwykłego. Zenon już od dziewięciu lat zmagał się z komplikacjami po udarze, Jadwiga od miesiąca walczyła z zapaleniem płuc. - Ale ich stan jakoś tego dnia nie pogorszył się nagle. Nikt nie spodziewał się, że to się stanie właśnie wtedy - zawiesza głos ich syn.
A jednak stało się. - Rodzice wspierali się w chorobie. Wiedzieli, co ich czeka. Byli gotowi na śmierć, ale nie na życie w pojedynkę - mówi pan Jan. Niemal do końca trzymali się za ręce. Gdy on zamknął oczy, ona tylko westchnęła. Cztery godziny później umarła...
Zobacz: Kiedy ciało Magdaleny Żuk trafi do Polski? Pełnomocnik rodziny UJAWNIA