Kiedy w poniedziałek Władimir Putin spotkał się z Barackiem Obamą w Nowym Jorku, nie wykluczył przyłączenia się Rosji do międzynarodowej koalicji pod wodzą USA, bombardującej cele Państwa Islamskiego w Syrii. Ale już wtedy stało się jasne, że kością niezgody jest to, czy współpracować z Baszarem al-Assadem (50 l.) i w imię walki z ISIS darować mu zbrodnie wojenne, czy nie.
We're targeting terrorists in Syria: Kremlin - http://t.co/LcCheg8X5v pic.twitter.com/zku8JF5vGg
— Reuters Top News (@Reuters) październik 1, 2015
ZOBACZ TEŻ: III wojna światowa jest już przesądzona? Putin wysyła wojsko do Syrii
Potem Putin dostał zgodę Rady Federacji na rozpoczęcie akcji na własną rękę i wezwał USA do wycofania się z przestrzeni powietrznej Syrii. Amerykanie ani myślą to robić, a gdy pierwsze pociski spały na cele, podali, że w rejonie Hamy i Homs zginęło kilkudziesięciu cywili, a Putin wcale nie celuje w terrorystów z ISIS, a w przeciwników prorosyjskiego Assada i to za cenę śmierci zwykłych ludzi. Przedstawiciele Kremla nazwali to wojną informacyjną.
New #Russian airstrikes in #Syria. Def min releases battle video #CNN pic.twitter.com/5DJxFY9IqV
— Matthew Chance (@mchancecnn) październik 1, 2015