Wola Karczewska: Kajakarze zabili się na tamie

2011-07-25 3:45

Potworny wypadek na rzece Świder pod Warszawą! Dosłownie w kilka minut beztroski spływ kajakami zmienił się w koszmarną wyprawę, która kosztowała życie dwie osoby. Na tamie w Woli Karczewskiej koło Otwocka spokojna woda nagle zmieniła się w rwący nurt. Cztery kajaki z hukiem spadły z 1,5-metrowego uskoku i wpadły w spienioną głębię. Dwaj młodzi mężczyźni utonęli, ich partnerki trafiły do szpitala.

Katarzyna G. (28 l.), jej mąż Michał G. (+ 30 l.) oraz Anna W. (26 l.) i jej narzeczony Łukasz G. (+ 25 l.) walczyli o życie, ale mężczyznom nie udało się wydostać z nurtu.

To miała być miła wyprawa małą i spokojną rzeką Świder. Wczoraj około godz. 9 ośmioosobowa grupa przyjaciół wyruszyła na spływ ze wsi Glinianka. Wszyscy bardzo cieszyli się z wycieczki, śmiali się, żartowali i z przyjemnością podziwiali malowniczy pejzaż. Po ostatnich opadach nurt rzeki był jednak znacznie silniejszy niż zwykle. Mimo to kajakarze byli przekonani, że bez problemu pokonają tamę w Woli Karczewskiej. Woda nagle przybrała na sile. I wtedy rozegrał się dramat. Kajaki z hukiem spadły z 1,5-metrowego uskoku i wpadły w kotłującą się toń. Wiry wodne wciągnęły wszystkich pod wodę. Czterem osobom udało się wydostać na brzeg. Katarzyna G., jej mąż Michał G. oraz Anna W. i jej narzeczony Łukasz G. desperacko walczyli o życie. Na ratunek przybiegli turyści, którzy byli niedaleko na biwaku. - Z wielkim trudem, ale udało nam się ich wydostać z wody - mówią poruszeni. Na miejscu pojawiła się straż pożarna i karetka pogotowia. - Gdzie jest mój kochany Łukasz. On musi żyć, ratujcie go!- płakała przerażona Anna W.

Po długiej reanimacji trzech osób uratowano jedynie Katarzynę G. Obu mężczyzn nie udało się przywrócić do życia. Kobietę w stanie krytycznym przetransportowano śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do szpitala w Warszawie. Natomiast Anna W. z lekkimi obrażeniami nogi trafiła do szpitala w Otwocku, skąd została wypisana już po kilku godzinach.

Mieszkańcy Woli Karczewskiej są wstrząśnięci tragedią. - To spokojna i płytka rzeka, po której pływa mnóstwo kajaków. Wycieczkowicze zawsze omijają tamę i przenoszą kajak po brzegu. Nigdy tu nie doszło do takiej tragedii - mówił wstrząśnięty Marek Majek (55 l.), na którego posesji trwała dramatyczna akcja ratunkowa.

Będzie Śledztwo, które ustali, jak doszło do tego wypadku

- Sekcja zwłok wykaże, czy mężczyźni spożywali alkohol. Pozostali uczestnicy spływu kajakowego byli trzeźwi. Wyjaśniamy okoliczności tej tragedii - podał mł. inspektor Jarosław Sawicki z otwockiej policji

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają